Każdy z nas został stworzony w pewnym określonym celu, po
to, aby odbywać pielgrzymkę od samego początku aż do końca naszego życia.
A kto wie, czy również nie jeszcze dalej. Na tę drogę zostaliśmy
wyposażeni w największy ze wszystkich dar, mianowicie zdolność do podejmowania
naszych własnych, niezależnych decyzji. Nazywa się to wolną wolą.
Licencja na dysponowanie tym ekwipunkiem czyni nas ludźmi I odróżnia od
wszystkich innych zwierząt. Tu jednakże istnieje pewna pułapka. Cokolwiek
postanowimy, postawieni jesteśmy wobec konieczności ponoszenia
konsekwencji naszego wyboru. To z kolei zwane jest
odpowiedzialnością.
Odpowiedzialność stanowi poważne obciążenie naszego sumienia.
Często staramy się zbagatelizować znaczenie konieczności decydowania co do
naszych zachowań, naszych celów, przeznaczeń. Próbujemy eliminować skutki
naszych błędów. Często podejmujemy środki ekstremalne, rezygnując z
prawa, przywileju i powinności dokonywania wyborów. Dobrowolnie
zrzekamy się Największego Daru.
W przeszłości transfer prawa decydowania dokonywał się drogą brutalnej
fizycznej przemocy. Przez wiele stuleci cywilizacja opierała się na
niewolnictwie. Następnie ludzkość wymyśliła demokrację. Tenże system rósł
i ewoluował aż osiągnął dzisiejszą postać. Rodzaj ludzki na własnej
piersi wyhodował potwora.
Cóż to jest demokracja? Otóż ludzie delegują spośród siebie tych, którzy
mają podejmować decyzje i konsekwentnie być za nie odpowiedzialnymi.
W ten sposób mamy nadzieję nie martwić się niczym. Cóż za ulga!
Teraz nic innego nie powinno nas obchodzić jak tylko, aby wstać z rana, iść do
roboty, gdzie nam wszystko pokażą palcem, co i jak mamy zrobić, spędzić
tam osiem godzin, po czym powrócić do domu i przesiedzieć resztę dnia z
puszką tandetnego piwska w ręku przed świecącym indoktrynatorem.
Następnie idziemy spać i następnego ranka jesteśmy gotowi, aby powtórzyć
ten bezduszny cykl.
Niestety, owi ludzie, których nominujemy do rządzenia, są dokładnie tacy
sami, jak reszta z nas. Oni pochodzą z tej samej grupy wyznaniowej co
my i również im się nie uśmiecha odpowiedzialność. Toteż, w ramach
zachęty do jak najrzetelniejszego I odpowiedzialnego wykonywania swoich
obowiązków, zwyczajowo wiążemy ich funkcje z szeregiem nadzwyczajnych koncesji,
specjalnych praw, czy ułatwień. To są przywileje, dzięki którym stają się
oni specjalną grupą społeczną.
Nie wahają się oni wykorzystywać w pełni swojej pozycji i tak narodziło
się neo-niewolnictwo czasów dzisiejszych.
Proces ten
ukazany jest na rysunku. Zmęczony, przerażony, nieszczęśliwy i
beznadziejnie smutny młody człowiek reprezentuje nas, zwykłych szarych ludzi,
mężczyzn, kobiety I dzieci, bezlitośnie rzuconych na głębokie wody codziennego
życia. Utraciliśmy nasze wytyczne, nasze wskazówki na drogę.
Nie wiemy, w którą stronę się zwrócić, dokąd iść, ani nawet gdzie zapytać o
kierunek. Szukamy pomocy. Żądamy demokracji, chcemy, aby wybrani
nakazali nam, co mamy robić. Ale wygląda na to, ze nic nie chce
pracować. Nagle stwierdzamy, że jesteśmy sami i porzuceni w środku
nikąd..
Ale zjawia się wielka, potężna istota. Siada koło nas i proponuje swą pomoc,
przewodnictwo. Aby wyglądać współczująco, wzbudzić zaufanie, przybiera
nasz własny wygląd, wizerunek, naszą postać, naszą posturę, a nawet formę
naszego zachowania. “Posłuchaj” – mówi - w pełni znam i rozumiem
twoje rozterki, pozycję i sytuację. Ja ci pomogę za darmo. Tylko mi
zaufaj. Nie troskaj się już więcej. Bądź szczęśliwy i pogodny.
Myśl i czuj pozytywnie. A ja będę za ciebie myślał i czynił, a odpowiedzialność
spocznie wyłącznie na moich barkach. Jestem upoważniony, aby
uczynić i osiągnąć wszystko, co tylko zdołasz sobie wyobrazić. Pójdź
za mną! Ta siła ma nazwę. Definiuje się jako Zło.
Chociaż jesteśmy fizycznie w miarę dobrej kondycji, czujemy
się całkowicie zagubieni. Nogi bolą, buty zdarte. Nie możemy
zawrócić, nie możemy nawet zbyt długo wypoczywać. Nie mamy chwili czasu,
zresztą jesteśmy zbyt zmęczeni, żeby o własnych siłach
pomyśleć, zastanowić się nad naszym położeniem. Jednocześnie dręczy
nas obawa, że gdy pójdziemy dalej, być może to nie będzie dobra, prawidłowa
decyzja i będziemy musieli ponieść konsekwencje naszego postępowania.
Ponieważ zapominając o Zmiłowaniu, wierzymy głęboko we wszechmogącą i
całkowicie ślepą Sprawiedliwość. Przeznaczenie krąży nad naszymi głowami
niczym miecz Damoklesa i spada na nas z drapieżną wściekłością.
Zwykle nie zauważamy innego głosu, jakże delikatnego w porównaniu ze
Złem. To jest maleńki Aniołek, który powiada: “Spójrz. Tu jest
droga. Ubity trakt zaprojektowany i przygotowany specjalnie dla ciebie
przez Największego Inżyniera, który wiedzie jasno i prosto od lewa do Prawa.
Wokół znajduje się przepiękny Świat, dla ciebie do podziwiania i
uwielbiania, abyś nie znudził się podczas swej pielgrzymki. Obok drogi
rosną drzewa owocowe, abyś nie zgłodniał ani nie zasłabł. Dalej, zrób z
tej drogi użytek, używaj owoców, podziwiaj krajobraz i idź. Wszystkie
drogi, a szczególnie ta właśnie, prowadza dokądś. Tylko trzeba iść w tym
kierunku, który zbliża się do Prawa. A jakieś odważny, idź na
przełaj…"
Szeherezada, przed muzułmańska arabska księżniczka, pewnego razu opowiadała
następującą historię: Pewien potężny i bardzo bogaty szejk,
podróżował przez pustynię i w piaskowej burzy stracił swoje wszystkie
wielbłądy. Cierpiąc wielce od słońca, żaru i pragnienia, marzył o złotej
amforze wypełnionej lodowato zimną, kryształowo przejrzystą źródlaną
wodą. Gdy dotarł do oazy, postawiono przed nim dwa naczynia – zardzewiały
dzbanek z najlepszą wodą na świecie, a obok zloty dzban wypełniony oślim
moczem. Który napój, pyta Szeherezada, wybrał rzeczony podróżny?