Tak.  To jest Bałtyk.  Lipcowe słońce późnym popołudniem praży z południowego zachodu.  Plaża w Piaskach, gdzie nikt nie łazi.  Po prawej Krynica Morska w odległości dwunastu kilometrów, komu by się chciało zasuwać taki kawał.  A z lewej już zaraz Ruscy.  Bryza wznosi niewielkie fale, dmucha akurat wystarczająco silnie, aby zniwelować słoneczny żar na skórze.  Taka pogoda jest najbardziej zdradliwa, przysmaża przybyłych z miasta wczasowiczów tak skutecznie, że wystarczy godzina przebywania na słońcu, żeby na drugi dzień nie można było wyjść z pokoju domu letniskowego, a po trzech dniach skóra złazi z ofiary płatami, niczym z węża.

Ale młoda dziewczyna na obrazku jest ze słońcem za pan brat.  Opalona na miedziano, zapewne mieszka tu lub pracuje przez cały sezon i dziś może ma dzień wolny.  W takim dniu całą sobą czuje morze, powietrze i słońce równocześnie, a te żywioły są jej sprzymierzeńcami.

Tylko trudno się czasem zdecydować, czy najpierw wypłynąć daleko, aż na czwartą mieliznę, czy lepiej poopalać się, a potem popływać.  Nie, nie tak, lepiej najpierw od razu do wody, zanurkować głęboko, może pod wodą pokaże się meduza, flądra, albo diabeł morski z kostropatą gębą i wypustką na czole, którą wabi małe rybki na pożarcie.

A potem bez tchu można usiąść na wyrzuconym na brzeg zbielałym od morskiej wody pniu jakiegoś drzewa i nie myśleć   o niczym, tylko czuć  chłód parującej w wietrze wody i żar słońca i sztywność  soli na skórze i zapach morza.  Jak pachnie morze?  Cóż, tego nie da się opisać.  Trzeba samemu doświadczyć tego niezapomnianego aromatu.

Zapyta ktoś może, czemu brak kostiumu kąpielowego.  Pytanie trąci zbędnym sensacjonizmem.  Skoro plaża jest dzika, opuszczona, fatałaszki są niepotrzebne.  Zresztą, nawet jeśli jakiś porąbany napaleniec zechce z dala przez lornetkę podglądać, proszę bardzo.  Nie widać tłuszczu, żylaków, pomarańczowej skórki, nie ma
szarej cery palacza, a jest Natura, jest młodość, jest zdrowa cera i wspaniałe złoto rudawe włosy, których grzech skracać, farbować, tapirować, skręcać, czy w inny jakiś perfidny sposób męczyć na gorąco czy zimno, mokro czy sucho.  I jest radość z bycia częścią otoczenia.

Tego wszystkiego nie widać wyraźnie.  Autorka paroma pociągnięciami pędzla stworzyła dzieło, które pokazuje szczegóły przez wywołanie wrażenia. Oszczędniej niż w impresjonizmie, obraz sugeruje, że szczegóły rzecz jasna są, nawet te najdrobniejsze, ale gdy się zaczniemy uważnie wpatrywać w malunek, nie zobaczymy nic.  Za to gdy obejmiemy całość, zobaczymy wiele.  I wiatr (tak, widać wiatr), i wodę, i szorstki piasek, i odbicie wszechobecnego słońca w błękitnej wodzie, kamyczki i wodorosty w pianie fali rozbijającej się o plażę, i cienie, które o tej porze dnia są czerwone, i nawet kryształki bursztynów przy granicy wody.  Wysportowana dziewczyna lat może dwudziestu kilku, zajmuje przekątną obrazka, a jej rozłożone ręce wyśmienicie balansują masę obrazu w drugiej płaszczyźnie.  Autorka chyba celowo pokazała, ze tajniki kompozycji ma w małym palcu, tylko nie zawsze ma zachciankę pedantycznie owe kanony stosować.  Cóż, na tym polega artystyczna wielkość
.

 

Więcej.  Na tym polega artystyczna wolność.  Stworzyć dzieło unikając zamykania się w konwencjach.

 
Make a Free Website with Yola.